Jeśli wtyczka wyszukiwania na blogu oraz google nie kłamią, to z tym panem nie mieliśmy dotąd w tym miejscu przyjemności. Głównie dlatego, że Matt to nie nasza bajka, nawet jeśli obnażone męskie ciała występują w jego klipach w nadmiarze, to akurat w tak nadmuchanych okazach nie gustujemy. Rzewne ballady wyśpiewywane na białej kanapie tudzież romantyczne plumkanie do czarno-białych kadrów też jakoś średnio nas porusza, choć też niewiele różni się od plumkania Edyty Górniak, a przynajmniej tematyzuje wzruszenia pożycia męsko-męskiego.
Tym razem jednak Zarley poruszył w nas struny czułe na dyskotekowy groove z zamierzchłej epoki. Kawałek w swej skoczności całkiem udany, z barwnym i dość zabawnym klipem włącznie:
Na spokojnie, nie wdając się w przepychanki między gigantkami: LaGugą i Xpertiną, powraca ikona gejowska w najbardziej plastikiczowatym wcieleniu, Kylie. Trzy lata od poprzedniego albumu, wkrótce zaprezentuje kolejny, o znamiennym tytule Aphrodite, przy którym paluszki umaczali m.in. Stewart Price, Jake Shears i Calvin Harris. Póki co w ciągu ostatniego tygodnia piosenka, do której teledysk dopiero jest nagrywany, zatoczyła w blogosferze pełne koło. Melodyjne All the Lovers ma w sobie potencjał nowego Slow, łączy w sobie najlepsze popowe tradycje, ubrane w nieprzesadnie nowoczesne dźwięki, toczy się spokojnie, narasta i wygasa łagodnie. Stosownie dobrze nastrajający kawałek na poranną drogę do pracy. I doskonały materiał wyjściowy do remiksów, o czym zapewne wkrótce się przekonamy...
Chyba już wiem, czego nie znoszę w nostalgii do lat 80.
Nie żebym nie lubił tamtej muzyki, w sporej części ówczesne hiciory naprawdę stały się klasykami. Problem w tym, że klasyki - jak to klasyki - nie powinny być bezmyślnie unowocześniane, nawet jeśli przez ludzi, którzy oryginalnie je nagrali.
Przykład najświeższy: przy okazji premiery debestofu Frankie Goes to Hollywood, Holly Johnson osobiście dokonał liftingu sztandarowego kawałka tej grupy - Relax. Cóż otrzymaliśmy w charakterze odgrzewanego kotleta? Przyspieszony beat, dzięki czemu pierwotnie hipnotyczny utwór, dało się skrócić o całe 45 sekund. Wizualnie zaś - mnóstwo młodych, prężących się ciał, latających biustów, a na okrasę (po trzeciej minucie) także striptiz w wykonaniu zgrabnego murzynka oraz ułamek sekundy męsko-męskiego pocałunku.
Jak to się ma do szokującego wyuzdania pierwotnie wyklętej wersji subkulturowej - szkoda gadać. Pedalstwo stało się jednym z ornamentów współczesnej pazłotkowej popkultury, bardziej dodatkiem bardziej pieprznym, niż skandalizującym. Gdyby przełożyć na środki wyrazu epoki QAF ówczesny przekaz, zapewne zostałby tak samo skazany na niebyt, telewizja wbrew pozorom nie stała się bynajmniej dużo mniej pruderyjna.
Tak naprawdę Whore's Mascara to trio - tu dwóch panów od czapy, bo mi się dobrze skadrowali :D W ogóle - jak widać - stopniem wyretuszowania równające co najmniej do sławetnego Alcazara i wszelkich podobnych, a stopniem wymalowania - znacznie ich wszystkich razem przewyższają.
Muzycznie jednak niewiele mają zdaje się do powiedzenia. Poniższy kawałek nawiązywać miał zapewne koncepcyjnie do złotej epoki lat osiemdziesiątych, problem w tym, że każdą epokę, nawet tak pstrokatą i powierzchowną, trzeba poczuć. Kompozycja przynudna, melodyka - niezapamiętywalna, wokale - ekhm (sy-tu-ej-szon), kontrowersje - po Scyzorach mogą się schować.
No, ale jakby ktoś pragnął więcej: voila...! Chociaż ostrzegamy - już na stronie wejściowej dowiedzieć się można, że mamy do czynienia z twórczością przełomową. Bluźnią też coś, że mogliby być nieślubnym dzieckiem, zmajstrowanym po pijaku przez Pet Shop Boys z Madonną. You wish! Whore's masakra.
Do poniedziałkowej, europejskiej premiery najnowszego dziełka PSB pozostało jeszcze kilka dni, a już całość przeciekła, jak zwykle. Na naszym ulubionym imeem.com, autor bloga Amen.Praise.Jesus umieścił cały krążek, który można sobie na bieżąco przestreamować.
Bierz i słuchaj, kto ciekaw, póki nie usuną (Love etc.na liście QueerTunes zablokowano jako utwór... jeszcze nie opublikowany). A jeśli się spodoba - zamawiaj. Dostępne rzecz jasna w przedsprzedaży, w kilku, mniej lub bardziej eksluzywnych wersjach...
Kochane Misie-Pysie, dziś coś dla Was, Misiolubków :D
Piosenka i klip nie są nowe, ale właśnie wróciły bumerangiem na jutuba jako 'new 2009 clip', więc co szkodzi go przypomnieć. Jego podstawowym atutem jest, że Azis nie prezentuje na nim swoich podstawowych atutów: tęczowego makijażu, frymuśnych fatałaszków, rozczapierzonej albinosko fryzurki, zalotnych spojrzeń, które doskonale widoczne są w fotoszopowych klipach takich jak ten, ten albo na przykład ten.
Klip to wielce mylący, bo nie zapominajmy, że mamy do czynienia z przedstawicielem balkano-disco, na którego koncie zapisały się już takie sensacje jak zdjęcia w kabaretkach i/lub kozaczkach, ślub z ukochanym w Niemczech, czy sztuczne piersi. Zarówno ślubnego jak i cycki pokazał zresztą na billboardach, reklamując swój program tv, w prasie posuwając się jeszcze dalej - do zdjęć posuwistych. W internecie można zresztą znaleźć i Azisa w skórze i pod skórą.
Jeśli prześledzić wizualny i ekscentryczny rozwój artysty (bo o muzycznym trudno mówić, cały czas obraca się w siermiężnej stylistyce czałgi), trudno uniknąć skojarzeń z drastycznymi ewolucjami w wykonaniu Pete'a Burnsa czy Michaela Jacksona. Nie przeszkadza mu to jednak być jedną z największych gwiazd bułgarskiego szołbiznesu.
Niektórzy kwitują te sensacje bardziej jako fenomen kobiety z brodą z lokalnego cyrku medialnego. Cóż, sława to sława, nie liczą się środki. W końcu każdy kraj ma takiego ekscentryka, na jakiego sobie pozwala, zależnie od swobody ekspresji twórczo-życiowej.
Czyżby w Polsce jej brakowało? Bo w brak świrów jakoś nie wierzymy...
Rewelacyjna płytka Bring Ya To The Brink ukazała się już kilka miesięcy temu, teraz ukaże się wersja remiksowa, Floor Remixes, przeznaczona na rynek japoński, bo tam Cyndi cieszy się najgorętszym chyba uwielbieniem (może poza gejowskim).
Kto dotąd nie posłuchał, niech nadrobi oryginał, bo warto. Kto zna, niech pozna wersję jeszcze bardziej utanecznioną, tutaj w połączeniu z klasyką, Girls Just Wanna Have Fun.
Zgodnie z tym hasłem, Karl Giant, odpowiedzialny m.in. za pełne gołych panów wcielenie Ultra Nate, otoczył Cyndi (w ulubionych ostatnio czarnych skórach) japońskimi tancereczkami, targetowo pod rynek docelowy.
W styczniu skończyła by 82 lata, była piosenkarką, aktorką, kabarecistką. Nie tylko z racji wieku i profesji, ale pewnie i pewnej wrodzonej niepokory - lub przekory - budzi w Redakcji skojarzenia z rodzimą Stefanią Grodzieńską.
Dała światu figlarną pastorałkę Santa Baby, najsłynniejsza stała się dzięki roli czarnej kociczki - czyli Catwoman - w amerykańskim serialu telewizyjnym o Batmanie z lat 60. Szczególne uwielbienie wśród braci gejowskiej zyskała trudnych latach 80., kiedy to do koszmarnie dyskotekowych rytmów wymrukiwała swoje Where Is My Man i podobne. W Polsce swego czasu mocno lansowana przez radiowego red. Kaczkowskiego, zakochanego w jej słynnym gardłowym 'rrrr' .
Występowała do końca. My, w ramach wspomnieniowych remanentów, wygrzebaliśmy piosenkę Cha Cha Heels z 1989 roku nagraną, z towarzyszeniem jednoznacznie zorientowanych Bronski Beat, wtedy już schyłkowych i dawno bez Jimmy'ego Sommervilla.
Niestety, nie jest to teledysk lecz sceniczna aranżacja z playbacku. Utwór pierwotnie wykonywać miała legenda dq, Divine (tekst oparty jest na cytacie z filmu Johna Watersa z jej udziałem), nie bez powodu więc wykonywana była później w ramach przeróżnych drag-shows.
Ale nie dajmy się zwieść eurobeatowym pozorom. Ertha była artystką dużo większej klasy, która - zwłaszcza na żywo - potrafiła dać popis zarówno w repertuarze tanecznym, jak i w klasyce songa, jazzu i swinga. Śpiewała Portera, Brella, Piaf czy Gershwina, każdej z piosenek nadając kabaretową w wyrazie, ale też i życiową interpretację.
O czym niech najlepiej zaświadczy jej przebojowe wykonanie gejowskiego hymnu, I Will Survive, który umiejętnie sprowadziła do podobnego poziomu (potencjałem tej piosenki zajmiemy się zresztą bliżej). Bigbandowa oprawa, decybeladą mogąca równać się z aranżacjami rockowymi, stała się tłem do chyba najagresywniejszej i najsilniejszej w wyrazie interpretacji.
Czy to September? Nie, to grudzień. Dlatego na dziś inna śpiewająca gwiazdeczka ze Szwecji, która - jak powszechnie wiadomo - pozostaje niezwykle płodna w produkcji skocznych, parkietowych hiciorków.
Oto jeden z nich. 24-letnia Elin Lanto pojawiła się na scenie muzycznej 4 lata temu. Teraz śpiewa dyskotekowo o dyskotece.
Voila!
Hercules & the Love Affair, o którym pisaliśmy już tutaj, wypuścili oficjalny, mniamuśny teledysk do kolejnego singla, You Belong. Wokalu do potoczystego kawałka użyczyła androgyniczna Nomi, a w tle wyraźnie słyszalne są chórki w wykonaniu - ponownie niezawodnego - Antony'ego Hegarty.
Nie rozpieszcza ostatnio Antony Hegarty fanów w Polsce. Od kilku miesięcy nie wiadomo, czy i w kiedy w końcu zawita w Kongresowej. Jednak skoro w tym czasie nagrywa nową płytę oraz udziela się w projektach pokroju Hercules & Love Affair - wybaczamy!
To ostatnie przesięwzięcie Andrew Butlera (na zdjęciu z prawej) zyskało już sławę właśnie dzięki udziałowi wokalisty The Johnsons, który po raz kolejny urzeka zmysłowym głosem, tym razem jednak w rytmie... disco. Nowojorski producent zgrabnie nawiązuje do muzyki złotej ery lat 70., dyscyplinując rozbujanego zwykle w długich frazach Antony'ego tanecznymi rytmami.
Europejska premiera albumu wyznaczona została na 10 marca, już teraz ze strony Herculesa można pobrać jeden z utworów w formacie mp3, pojawił się też teledysk do utworów "Blind" oraz "Time Will", właśnie z udziałem Antony'ego.
Dla ułatwienia przygotowaliśmy dla Was zestawienie tych wszystkich cudowności :-D