Chyba już wiem, czego nie znoszę w nostalgii do lat 80.
Nie żebym nie lubił tamtej muzyki, w sporej części ówczesne hiciory naprawdę stały się klasykami. Problem w tym, że klasyki - jak to klasyki - nie powinny być bezmyślnie unowocześniane, nawet jeśli przez ludzi, którzy oryginalnie je nagrali.
Przykład najświeższy: przy okazji premiery debestofu Frankie Goes to Hollywood, Holly Johnson osobiście dokonał liftingu sztandarowego kawałka tej grupy - Relax. Cóż otrzymaliśmy w charakterze odgrzewanego kotleta? Przyspieszony beat, dzięki czemu pierwotnie hipnotyczny utwór, dało się skrócić o całe 45 sekund. Wizualnie zaś - mnóstwo młodych, prężących się ciał, latających biustów, a na okrasę (po trzeciej minucie) także striptiz w wykonaniu zgrabnego murzynka oraz ułamek sekundy męsko-męskiego pocałunku.
Jak to się ma do szokującego wyuzdania pierwotnie wyklętej wersji subkulturowej - szkoda gadać. Pedalstwo stało się jednym z ornamentów współczesnej pazłotkowej popkultury, bardziej dodatkiem bardziej pieprznym, niż skandalizującym. Gdyby przełożyć na środki wyrazu epoki QAF ówczesny przekaz, zapewne zostałby tak samo skazany na niebyt, telewizja wbrew pozorom nie stała się bynajmniej dużo mniej pruderyjna.
Zobaczmy zatem jeszcze raz:
najlepiej wypada... okładka
Prześlij komentarz