Ok. Wokalista z niego, jak z koziej brody trąbka, zdecydowanie lepiej wypada w wyższych partiach i do żywszych rytmów. W seksownym teledysku i w swoim rodzimym języku. Albo w homoerotycznych, serialowych scenach łóżkowych, gdzie śpiewa na łóżkową nutę. Za to na pewno nie powninien przymierzać się do kowerowania romantycznych klasyków.
Ok. Strona śpiewającego Izraelczyka, osiadłego już na stałe w USA nie działa wcale. A bez wizji, fonia wypada co najmniej blado, w związku z czym na pewno nie nazwiemy nadciągającej premiery najnowszej płyty Yehonathana wydarzeniem roku, ani nawet miesiąca. Ani w ogóle.
Ok. Do tej piosenki nie ma nawet porządnego teledysku. Ale lubimy te zdjęcia, nadmorskie czułości w wykonaniu dwóch zgrabnych facetów zawsze są wystarczającym powodem, żeby olinkować klip.
Chyba rozumiecie, o co nam chodzi...?
Prześlij komentarz