Owszem, wiemy: tytuł tego posta jest więcej niż mylący (już widzimy, jak trafiają na niego poprzez guglowe sidła amatorzy przaśnych wdzięków polskich chłopaków-amatorów). Tymczasem gay boy polish odnosi się do zupełnie innej działalności...
W szale przedświątecznych porządków trafiliśmy na swoim dysku na etykiety (jak się zdaje) australijskich produktów z lat 20. i 30. ubiegłego stulecia, kiedy słówko gay nosiło jeszcze tylko wesołe konotacje, nie to co teraz, w epoce rozpasania XXI wieku. Na gejowsko można było w tamtych pięknych czasach nie tylko wypolerować i nawoskować stół, ale także wypastować buty przed świątecznym przyjęciem. A zapewne także dużo więcej rzeczy, ze skoczną pieśnią na ustach.
Rzecz jasna wypastować, nawoskować i śpiewać mogła służba swojemu jaśnie-panu względnie wielmożnemu pracodawcy. Dziś nie spotykamy już tylu radośnie krzątających się boyów - no, chyba że w Buckingham przed weselem księcia lub u innych milionerów z Forbesa. En masse produkty czyszczące i chemię gospodarczą zawłaszczyły bowiem gospodynie domowe, wyemancypowane ostatecznie w ostatnich dekadach.
I nie wiedzieć czemu uśmiechają się w reklamach równie szeroko, jak niepolski chłopiec powyżej. Ani chybi coś im do tych specyfików dodają, i to od wieków :)
No nic, wracamy do sprzątania. Święta za pasem, a my - za lasem. Chociaż nie, za chwilę. Właśnie przekonaliśmy się, czego można się dowiedzieć, wrzucając w google tytuł tego posta. Wielce frapujące.
Prześlij komentarz