Robert Cornelius - autoportret (dagerotyp)
Dziś cofamy się o prawie dwieście lat, a to za sprawą jednego z pierwszych fotograficznych portretów człowieka (tak przynajmniej opisuje się ten autoportret z 1839 r., wykonany w Ameryce). Dagerotypia wymyślona została jednak - a jakże - w Europie i była też jedną z pierwszych technologii udostępnionych w czasach nowożytnych na zasadzie open source: bez zastrzeżeń patentowych, dzięki czemu upowszechniła się błyskawicznie.
Rzecz jasna nie zebrało nam się tu na ekspiacje na temat historii fotografii bez powodu, ale pod wpływem wizyt na kilku retro-blogach, których zawartość układa się powoli w większą całość. Najświeższą instalacją jest bodajże My Daguerreotype Boyfriend - zbiór ponadwiekowych portretów i fotografii mniej lub bardziej znanych osób płci męskiej, które w oczach autorów bloga uchodzą za antyczne ciacha i doskonały materiał na chłopaka.
Bohaterami tych - i podobnych stron - często zostają nie notable, ojcowie dzieciom i sportowcy (wśród których modne były takie nowinki) a... wyrzutki-kryminaliści. To im zdjęcia robiono może nie zawsze starannie, za to masowo, a dzięki cyfrowemu dostępowi do ówczesnych archiwów - jak np. tych z Nowego Jorku czy Newcastle - jest w czym wybierać. To ludzie wszelkiego pokroju, płci, usposobienia, wyrwani częstokroć z nagła spośród swoich codziennych czynności. Nie tak dawno furorę zrobiła kolekcja zdjęć z pewnego posterunku w Australii, wydana chyba nawet w formie albumowej.
Z blogów o podobnie zakreślonym polu tematycznym wymienić można inny, bardziej ironiczny, Banglable Dudes in History - tym razem to kolekcja atrakcyjnych postaci, które faktycznie zapisały się czymś szczególnym w historii (z młodym Józefem Stalinem na czele). Pod tym adresem z czasem pojawiać się zaczęły także sylwetki kobiece. A skoro już o paniach mowa, to nie sposób nie polecić ich uroczego, jednoznacznie romantycznego miejsca: Vintage Lesbian.
To dla wszystkich tych pań, które z rzadka tylko znajdują coś dla siebie w naszym odschoolowym, piątkowym kąciku. Nie wiedzieć czemu, poszukiwania podobnego sieciowego adresu dla panów kończą się owszem, odnalezieniem materiałów jak najbardziej archwiwalnych, ale też ściśle... erotycznych...
Póki co wystarczyć więc musi bezwiednie artystyczny, niedookreślony autoportret Roberta Corneliusa. Na nas działa.
Prześlij komentarz