Sir Ari, artysta znany niegdyś jako Ari Gold, spełnił swą groźbę, i wydał płytę.
Na szczęście na drugi sigiel wybrał utwór o wiele strawniejszy niż poprzedni, także wizualnie jest dużo lepiej. Wciąż w pełnym scenicznym makijażu, Gold miga nie tylko bicepsami i klatą, ale także nagimi pośladkami. Wszystkie te atrakcje zapodane przez przeróżne filtry optyczne oraz ociężałe beaty, przesłaniają chyba nieco miłosno-mistyczne przesłanie całości:
Ten klip w pigułce pokazuje wszystkie powody, dla których Gold do dnia dzisiejszego nie przebił się do mainstreamu (a najwytrwalsi kibicują mu od ponad dekady). Trudno odmówić mu głosu, natomiast na pewno przydałaby się większa dyscyplina w procesie (post)produkcji i mniej przaśna oprawa artystyczna. Zważywszy, że z każdego albumu da się z reguły wyłuskać kilka całkiem przyzwoitych kawałków, aż prosi się o kompilację i kto wie, czy się tu o nią kiedyś nie pokusimy (obiecywać cokolwiek raczej już przestajemy).
Z innej beczki: Gdyby ktoś zastanowial się przypadkiem, skąd zna facjatę nad koloratką z klipu - to doskonale nam pod każdym kątem opatrzony Alessandro Calza, który także współreżyserował teledysk.
A skoro już mowa o samozwańczych hrabiątkach gejowskiej sceny muzycznej, to drugie z nich, SirPaul, również odezwał się z nowym kawałkiem, który w odróżnieniu do całokształtu jego elektrokiczowtej działalności, nawet nam się spodobał, więc w ramach bonusa także pod rozwagę podrzucamy i dorzucamy do queerpopowej playlisty zimowej. Która już wkróce, to obiecać możemy.
Prześlij komentarz