Nie, nie z tych Castro.
Portorykańczyk, który jako pięciolatek trafił z rodziną do Nowego Jorku, potem został piekarzem (specjalizował się m.in. w przygotowywaniu tortów weselnych). Nic nie zapowiadało, że w wieku 28 lat zostanie jedną z ikon pamiętnych zamieszek w gejowskim barze Stonewall, w powszechnej świadomości uważanych za początek ruchu gejowskiego jaki znamy.
Wedle legendy, Ray przebywał w klubie, gdy rozpoczął się kolejny z coraz częstszych nalotów policji. Wylegitymował się dowodem, więc został wypuszczony, wrócił jednak przez okno po przyjaciela, który dokumentu nie miał. Doszło do przeypachanek, policja wyprowadziła go w kajdankach, wśród okrzyków tłumu 'puśćcie go!' Gdy funkcjonariusze próbowali wpakować go do suki, zaparł się nogami o drzwi i przewrócił policjantów, co z kolei sprowokować miało wystarczająco już rozjuszony tłum.
Dla ciekawych - szczegóły historii i sylwetka bohatera mimo woli tutaj.
Ray zmarł po walce z rakiem w 2010 roku, miesiąc po antybohaterze wydarzeń, funkcjonariuszu Seymourze Pine, który dowodził tamtym nalotem na bar. Policjant objaśniał po latach, że podobne obławy były sprawdzonym sposobem na podbijanie statystyk aresztowań, bo cioty nie stawiały się i stanowiły łatwy cel. Przynajmniej do tamtego wieczoru. Sam Ray tak opisał tamten moment: to chyba motywacja ze strony tłumu popchnęła mnie do oporu. A może po prostu przebrała się miarka.
Nie tylko funkcjonariusz Pine bardzo się wtedy zdziwił, zaskoczone wydawały się chyba obie strony. Z upływem czasu policjant wiele jednak przemyślał i po latach przeprosił. Obaj panowie doczekali czterdziestej rocznicy Stonewall, kiedy nic już nie było takie samo, i wystąpili w filmie, dokumentującym tamte wydarzenia:
Pierwszych legalnie poślubionych par homoseksualnych w Nowym Jorku nie dane im już jednak oglądać...
Prześlij komentarz