2012/05/08

PŁYTA TYGODNIA: Fiorious


Pierwsze pozytywne zaskoczenie muzyczne tej wiosny. Wprawdzie spora część skromnego materiału nowojorskiego artysty powstała i pojawiła się w internecie już w ubiegłym roku, ale oficjalna premiera całości przewidziana jest na czerwiec. Na singiel zapowiadający płytę  wytypowany został utwór 7 Steps, premiera klipu odbyła się w tym tygodniu:


Ten retro-elektro kawałek stanowi reprezentatywną próbkę i wizytówkę wszystkich atutów Fioriousa: charakterystyczny, pewny choć łagodny głos głos o matowej barwie (jeśli szukać podobieństw, to porównanie z Terencem Trent D'arby nie jest chyba bezzasadne). Fiorious swobodnie operuje nim w wysokich partiach, także falsetem, co bywa w równym stopniu imponujące, jak i irytujące. Że siła rażenia wokalu i wielopiętrowych chórków nie jest li tylko wytworem studyjnym, przekonać się można na przykładzie żywej interpretacji klasyka z repertuaru Amy Winehouse.

Muzycznie album plasuje się zdecydowanie na półce elektronicznej i taneczej, tyle że w wydaniu mocno podlanym innymi, wybuchowymi gatunkami. Fiorious to odświeżająca mieszanka disco lat 90., funku, soulu, nu-jazzu. Przebija z niej wariactwo Scissor Sisters, energia funkującego Prince'a (Elevator), fascynacja formacją Outcast (Man Alive) czy Davidem Bowie, na których debiutant powołuje się w wywiadach. I trzeba przyznać - lekcje z tych idoli odrobił więcej niż przyzwoicie. Nie bez kozery pierwsze słowa jakie wyśpiewuje to 'you can't stop the elevator'. Ta płyta to faktycznie jazda w rozpędzonej kabinie z doskonałym nagłośnieniem.: (przy)krótka ale za to bez trzymanki.

W tanecznym zestawie najbardziej lirycznie ujmująco wypada cover onirycznej ballady z 1981 roku, I'm In Love With A German Film Star, która pierwotnie przyniosła największy (i jedyny) komercyjny sukces grupie The Passions. W kolejnych dekadach wykonywana była także przez innych, znanych i mniej znanych, śpiewali ją m.in. Foo Fighters i Sam Taylor-Wood w wersji wyprodukowanej przez Pet Shop Boys. Wydaje się, że na tej aranżacji właśnie Fiorious oparł swoje wykonanie:


Na całość krótkiej (jak na dzisiejsze czasy) płyty składa się niespełna osiem kawałków, których w całości posłuchać można na stronie artysty oraz jego profilu na Soundcloud:


Trzydzieści-parę minut przelatuje w podskokach i dosyć niespodziewanie - płyta się kończy. To i źle i dobrze, bo pozostaje niedosyt, ale z drugiej strony intensywność materiału rodzi też i pewien przesyt. Dla spragnionych więcej, Fiorious przygotował rozbudowaną wersję deluxe albumu, do której dołączone jest 19 remiksów (niektóre także do odsłuchania online). Kolejne wydawnictwo artysta zapowiada już za pół roku - większość materiału na drugą płytę już jest ponoć nagrana.

W charakterze bonusu odsłuchać można także produkcji już typowo klubowej, w której Fiorious wystąpił gościnnie u producenta italo disco, Scuoli Furano, także współproducenta jego albumu.

Jak dla nas - na udany debiut niezależnego artysty w zupełności wystarczy... Clap your hands, one more time. Muzyczny sezon uważamy za rozpoczęty.

Peep! by QueerPop

    Prześlij komentarz