Za chwilę minie miesiąc, jak Abiekt oficjalnie potwierdził ostateczne zamknięcie wydawnictwa. Nie pisałem wcześniej, bo marudził o tym nie raz przez ostatni rok; potem - bo czekałem na ogłoszenie terminu uroczystego spalenia pozostałości nakładów – nadaremnie; widocznie postanowił ostatecznie celebrować ten moment w samotności. Najbardziej chyba jednak dlatego, że wciąż jakoś trudno mi to przyjąć do wiadomości. Poza Fun Home i Kochankiem czerwonej gwiazdy w powstaniu pozostałych książek maczałem swoje krótkie paluchy. Ale to nie tylko z powodu utraty profitów (żart) oraz natychmiastowej sławy (znów żart), jakie te tomy przynosiły, żal mi zniknięcia Abiekt.pl – są przynajmniej trzy daleko ważniejsze.
Po pierwsze (bo ewidentne):
Znika jeden z pierwszych i wciąż jeden z nielicznych rodzimych biznesów stricte gejowskich.
Po drugie (bo bezsporne):
Książki firmowane przez Abiekta cechowały się wypracowaną jakością: w doborze tytułów (patrz punkt trzeci), tłumaczeniach, nowoczesności eleganckiego składu, walorach językowych tekstów.
Po trzecie (clue):
Wojtek Szot wkroczył na nowe terytoria.
Jako pierwszy pokazał polskiemu czytelnikowi gejowskie i lesbijskie komiksy światowej ligi: Bechdel i Königa. To, że większe uznanie znalazły w środowisku komiksowym niż LGBT, świadczy wyłącznie o ogólnym poziomie percepcji w Polsce komiksu jako gatunku literackiego: poważne pozycje czytają wyłącznie pasjonaci. Poważne w rozumieniu 'wysokogatunkowe', bo przecież komedie Königa to światowy samograj i maszynka do robienia pieniędzy. U nas – patrz: tytuł posta. Zdając sobie z tego zapewne sprawę, Szot wprowadził w czyn coś, o czym marzyłem od dekady z okładem. Niestety, sprawdziły się też obawy.
Wobec powyższego ważniejsze pozostaje zatem być może, że obok importowanych (i potencjalnie kasowych) pozycji Abiekt wdrażał też własne projekty, którymi zawalczył o swojską, polską tożsamość pedalską. Ujmuję to tak kolokwialnie, bo zaproponował podejście organiczne, tak w odniesieniu do przeszłości jak i teraźniejszości. Homowarszawa i Art Pride pokazują obraz społeczności LGBT w Polsce w wymiarze społecznym, politycznym, kulturalnym, artystycznym. Równie ważkim elementem tego obrazu jest pamięć o Iwaszkiewiczu, co wspomnienie o miejscach anonimowego seksu.
Odnosi się w tych zabiegach do osiągnięć ruchu zachodniego - brak takiej 'zbiorowej pamięci', momentu ‘przekazania bagażu doświadczeń’ (vide Hollinghurst) jest zapewne jednym z powodów, dla których zaangażowanie w sprawy ogólnośrodowiskowe kształtuje się u nas na wiadomym poziomie, na który wszyscy narzekamy. Poprzez ogrom włożonej pracy w zebranie okruchów przeszłości Szot uświadamia i apeluje, jak ważne jest rejestrowanie tego, co dzieje się z nami tu i teraz. W tej działalności od początku zresztą konsekwentnie wychodzi poza ramy czysto ‘książkowe’.
Szot spaceruje po Homowarszawie [zdjęcie: Agencja Gazeta]
Pasja odkrywania bywa zaraźliwa, podobne inicjatywy w innych miastach dowodzą, że i inni uświadamiają sobie tę konieczność. To krzepiące, bo kto lepiej zajmie się naszą historią, jeśli nie my sami – rzetelnych badań naukowych doczekamy nieprędko, niechybnie w momencie, gdy to co dzieje się teraz odejdzie w sferę dedukcji i domysłów. Podobnie jak teraz rozmywa się z pozoru niedaleki wiek XX., z którego wiele da się jeszcze zapisać i - co ważniejsze - udokumentować. I Szot konsekwentnie to właśnie robi, jednocześnie jednak - jako niemal aktywista - działając w wymiarze jak najbardziej teraźniejszym i perspektywicznym.
Nie ma więc chyba powodów do ostatecznych rozpaczań. Bo może i zamyka się wydawnictwo, ale jego spiritus movens wciąż działa. Pomijając Miłość nie wyklucza, festiwal homowarszawski i uporczywe mieszanie w środowiskowym tygielku, pisze ponoć własną książkę na ulubione, historyczne tematy. Zabraknie więc Abiekt.pl, ale na pewno będzie co czytać i nad czym debatować.
No i proszę. Z krótkiej notki wyszła całkiem ładna laurka z kokardką.
oraz nie tak tez sexu i porno. niech to zygmunt bauman
Prześlij komentarz