2011/06/05

CLIP DNIA: Jay Khan - Nackt


Jay Khan pojawił się na niemieckim rynku medialnym na początku lat dwutysięcznych jako kompozytor i producent, a w 2005 roku jako jeden z uczestników reality show Big in America, celem i efektem którego było powstanie na oczach publiczności boysbandu US5 (w identyczny sposób 'narodziła' się w Niemczech dziewczęca grup No Angels). Jak to z takimi tworami bywa, zespół przetrwał trzy lata, wywołując histerię fanek płci obojga najpierw swymi dokonaniami, potem rozpadem, który zdaje się ostatecznie przypieczętowało odejście Jay Khana, współodpowiedzialnego za większość piosenek.
W następnej kolejności wsławił się udziałem w megakiczowatym survival-show dla przeżutych i wypalonych gwiazd popkultury, Ich bin ein Star, holt mich hier raus!, z którego odpadł przed finałem. Dzięki temu kretyńskiemu programowi jednakże widzowie zyskali pełny wgląd w jego wdzięki, tak w przodu jak i z tyłu, jak również śledzili burzliwe dzieje obowiązkowego romansu z koleżanką z planu, udawanego jak wszystko inne na tyle nieudolnie, że nie zdławiły bynajmniej plotek o jego gejowstwie.

W tym sezonie Jay (po ostatnich ekscesach nazywany pieszczotliwie mianem Dschungelboy) wraca na scenę muzyczną z hymnem na rzecz równości wszelakiej pod znamiennym tytułem Nadzy, spełniając w klipie z nawiązką nadzieje, jakie ten tytuł wywołuje, posuwając sie do kroku ostatecznego w postaci ścięcia bujnej grzywy. Na głowie. Póki co wydaje się, że samoobnażanie to jego nowy pomysł na autoprezentację, ale komu to przeszkadza, gdy facet zgrabny, nawet jeśli na zdjęciach prezentuje zwykle minę obrażonego dziecka. Nam na pewno nie, bo ten wyraz twarzy zyskuje głównie przez obiecującą wydatność dolnej wargi.
Ale o czym my to...? Aaaaa. Do rzeczy:

Jak widać w obrazach, myśl podniosłej pieśni zawiera się w stwierdzeniu, że niezależnie od stanu społecznego i sytuacji życiowej, pod najgrubszą nawet warstwą odzieży, wszyscy jesteśmy tak samo nadzy, równi, kolorowi, nie nadmiernie przytyci, bla-bla-bla-bla-bla...
Obejrzyjmy zatem jeszcze raz. Dla mniej wytrwałych proponujemy wersję bez dźwięku.
Peep! by QueerPop

    Prześlij komentarz