2008/08/24

O-my-gaygod! Superhero!

Z caluśkiej olimpiady nie obejrzałem ani-ani kawałeczka.
Raz z braku telewizora, dwa z braku czasu, trzy z braku laku. Nie czuję z tego powodu cienia niedosytu.
Nie sposób jednak było odnotować procesu narodzin na tej imprezie nowego gejowskiego, wszechświatowego superbohatera. Jego losów także nie śledziłem, bo kibicowanie komuś li tylko dlatego, że jest jedynym wyoutowanym gejem na imprezie zbytnio trąci regułami politycznej poprawności, współczynników procentowych równych szans dla kolorowych etc. etc. i - brutalnie rzecz mówiąc - ośmiokrotny złoty medalista amerykański Phelps imponował mi o niebo bardziej.
Teraz jednak mamy do czynienia z sytuacją odwrotną: mistrz olimpijski, który przełamał monopol gospodarzy w swojej dyscyplinie, jest otwartym gejem. Swoją homoseksualność traktuje jako rzecz oczywistą, nie ukrywa partnera po szafach, w zasadzie nic się nie zmieniło ponad to, że na szyi dynda mu złoto.
Lubię ludzi, których sukces nie odmienia. Cenię ludzi pewnych kim są, tak w biedzie jak i w chwili chwały.
Teraz mogę bić brawo, chociaż z innego powodu.
Nie wiem, czy ktokolwiek dostrzeże tę subtelną róznicę...
A o samym medaliście troszkę więcej tutaj...
Peep! by QueerPop

    Prześlij komentarz